31 sie 2008
Keiko Mecheri, Oliban
Istnieje wiele rozmaitych rodzajów kadzideł, ale to właśnie olibanum, pozyskiwane z żywicy drzew z rodzaju Boswellia (pol. kadzidłowiec), jest tym, które zwykle w tej części świata uważa się za kadzidło „typowe”. Dzieje się tak dlatego, że to właśnie ten rodzaj jest najczęściej używany w liturgii chrześcijańskiej i to właśnie dym palonej żywicy olibanowej zwykle unosi się w kościołach.
Mimo to Oliban nie nasuwa kościelnych czy liturgicznych skojarzeń. Najbardziej podoba mi się przez mniej więcej pierwszą godzinę. Kadzidło olibanowe wyczuwam tu w dwóch postaciach: nasyconej, lepkiej, lśniącej jeszcze żywą wilgocią żywicy i aromatycznych, ciemnych smug dymu. Jest tu też ciemna, pełna róża o omszałych płatkach i odrobina niemal jadalnej słodyczy łagodnego tytoniu i miodu. W tle czai się jakiś cień, rysa – to coś nieco brudnego i fizjologicznego, co przypisuję obecności ambry, która zwykle wywołuje u mnie tego typu skojarzenia. Z czasem ciężar przenosi się z kadzidła na cedr i zapach staje się zdecydowanie drzewny i dużo bardziej suchy.
Oliban w pewnym stopniu kojarzy mi się z Black Cashmere, co jest dużym komplementem, zważywszy że Black Cashmere należy do moich absolutnych faworytów. Podobieństwo wynika z charakterystycznego, dającego piękne efekty połączenia nut kadzidła, róży, drewna i miodu, obecnego w obu kompozycjach. Oliban to udany zapach, choć być może nieco zbyt monotonny i spokojny, ale na pewno przekonał mnie, że warto dać szansę kolejnym propozycjom Keiko Mecheri.
Nuty: olibanum, turecka róża, jasny tytoń, cedr z gór Atlas, ambra, miód
Na ilustracji: krzewy kadzidłowca
29 sie 2008
Po pierwsze: po co pisać?
Po co pisać o zapachach? Istnieje mnóstwo stron i blogów, których autorzy się tym zajmują, i wiele z tych osób pewnie robi to lepiej, niż ja zdołam. Jestem co prawda rzemieślnikiem słowa, ale moje teksty są raczej logiczne i formalne niż poruszająco poetyckie.
Jak pochwycić nieuchwytne, opisać nieopisywalne? To bardzo trudne, wszak próba opisu zapachu jest jak próba pochwycenia wiatru gołymi rękami. Poszukiwanie metody nie przynosi efektów. Obiektywnie i naukowo się nie da, bo gubią się wtedy emocje i opis staje się niepełny. Całkowicie subiektywnie, metaforycznie, poetycko – ale czy wtedy opis będzie miał jakąkolwiek wartość, niósł jakiekolwiek informacje dla kogokolwiek prócz autora? I czy sam autor za miesiąc, za rok odnajdzie w nim jakąkolwiek treść? Trzeba szukać złotego środka, choć nigdy nie da się osiągnąć idealnie pełnego, precyzyjnego i zadowalającego efektu. Musicie mi więc wybaczyć, jeśli czasem będę popadać w grafomanię. Mój zwykły lakoniczny i surowy styl niestety się tu nie sprawdzi.
Zamknąć w słowa wrażenia węchowe jest niezwykle trudno, bo oprócz efemerycznego z samej swej natury zapachu w grę wchodzą również wspomnienia, skojarzenia i emocje, u każdego wąchającego inne i unikalne. A ponoć to właśnie zapachy mają największą moc przywoływania wspomnień. Wraca też pytanie, które prześladuje mnie przy rozważaniach teoretycznoliterackich, czyli w jakim stopniu słowa są w ogóle w stanie opisać rzeczywistość, ale to temat zbyt szeroki i nie mieści się w ramach tej krótkiej notki.
Więc po co pisać?
Obcowanie z zapachami, nie tylko perfum, to jedna z moich największych pasji. Właściwie moje trwające już wiele lat zainteresowanie perfumami jest pochodną nieustannego obwąchiwania świata – odkąd pamiętam, węch był dla mnie jednym z najważniejszych zmysłów. Ale to znowu inna, długa historia.
Używanie perfum znaczy dla mnie coś więcej niż „ładnie pachnieć”. Na tym właściwie zupełnie mi nie zależy. Dzięki nim przenoszę się w inne miejsca i inny czas. Jestem drzewem, dymem, liściem, wiatrem znad pustyni i kamieniem. Wplatam we włosy korzenne przyprawy z arabskiego targu. Owijam się skórą, korą, źdźbłami suchej trawy, tarzam się w wilgotnej ziemi. Doświadczam niesamowitego bogactwa doznań.
Czuję potrzebę opisywania swoich spotkań za zapachami, nie chcę całkiem stracić tych wrażeń, pragnę zachować przynajmniej zbiór skojarzeń ujęty w słowa; wczoraj na przykład spisywałam strzępki zdań w pociągu, na skierowaniu do chirurga. Zamazałam całe. Trudno, chyba powiem, że je zgubiłam… Czasem opisanie pomaga skonkretyzować odczucia, dotrzeć do sedna, dlatego na temat większości poznawanych zapachów robię notatki, choćby krótkie. Nawet jeśli ograniczają się, zainspirowane przez pewnego polskiego krytyka literackiego, do słowa „bździna”.
Lubię też dzielić się tymi wrażeniami z innymi, wymieniać opinie, dyskutować, spojrzeć na zapach czyimiś oczami, czy właściwie poczuć go czyimś nosem. Nie przeszkadza mi różnica zdań, w końcu nie ma jednej obowiązującej oceny zapachu, o tym przekonałam się już dawno. Dlatego liczę na Was, czytelnicy – przyjaciele i znajomi, których wkrótce zaproszę do czytania tych tekstów, ale i nieznajomi, którzy być może trafią tu przypadkiem. Dlatego zdecydowałam się założyć tego bloga i stworzyć jedno miejsce, gdzie będę zamieszczać opisy konkretnych zapachów, które dotychczas były rozsypane po rozmaitych forach i plikach z notatkami. Co z tego wyniknie? Zobaczymy.
Będę opisywać rozmaite zapachy, piękne i brzydkie, delikatne i potężne, ulotne i porażająco trwałe, takie, które mnie porwały, i takie, które rozczarowały. Bez krygowania się i głaskania się po główkach. Przede wszystkim będą tu gościć zapachy niszowe, często dziwne i kontrowersyjne, bo takie najbardziej do mnie przemawiają. Nie będę szukać odpowiedzi na pytanie, które perfumy najbardziej podobają się chłopcom/dziewczynom, które są „sexy”, które są „najładniejsze i podobają się wszystkim”. Pomijając dość oczywistą bezsensowność tych pytań, to mnie po prostu zupełnie nie interesuje.
Piszę dla siebie, po to, by ująć w słowa, przynajmniej w części pochwycić i utrwalić swoje odczucia dotyczące zapachów. I dla Was, po to, by Wam je pokazać, jeśli oczywiście zechcecie przeczytać.
Testowane na własnej skórze.