
Yuzu Fou jest inspirowane Japonią, ale nie Japonią szogunów, jak można by się spodziewać, lecz tą współczesną, pełną kontrastów między tradycją a nowoczesnością. Koncepcja całkiem ciekawa, a sam zapach?
Początek jest przepiękny, orzeźwiający i soczyście cytrusowy. To cytrusy zdecydowanie zielone, musujące, gorzkie i mocno aromatyczne. Yuzu Fou przez pierwsze pół godziny jest jak zimny, orzeźwiający drink z limonką i listkiem mięty albo świeżo wyciskane, tryskające sokiem cytrusy z dodatkiem odrobiny ziół. Ja najbardziej lubię w zapachach właśnie cytrusy gorzkie, kwaśne i aromatyczne – grejpfruty, gorzkie pomarańcze, limonki, cytryny – nie bez przyczyny moim ulubionym cytrusowym zapachem i jednym z ulubionych w ogóle jest Pamplelune. Taki też jest na początku Yuzu Fou, i tak jak Pamplelune wydaje mi się doskonały na lato. Niestety po pół godziny, gdy zaczynają dominować inne nuty, bardzo złagodniał i tak mocno wtopił się w moją skórę, że ledwie go czułam. Stał się bardzo delikatny – dla mnie, wielbicielki raczej zdecydowanych woni, wręcz zbyt delikatny. Leciutki bambus, delikatny drzewny akord cedru i miękkie, niemal kremowe białe piżmo trzymają się bardzo blisko skóry, są półprzejrzyste, pastelowe. Jeśli ktoś lubi bardzo łagodne zapachy, pewnie będzie zadowolony. Ja niestety mam wrażenie, jakby kompozycja była niedokończona, urwana w połowie. To ją mimo pięknego początku w moich oczach dyskwalifikuje.
Nuty: kumkwat, pomarańcza, gorzka pomarańcza, yuzu, mięta, werbena, bambus, cedr, neroli, białe piżmo
Zdjęcie owocu yuzu pochodzi z Wikipedii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz