14 sty 2009

Parfum d’Empire, Aziyadé – (zbędne) dorabianie ideologii


Aziyadé, druga z zeszłorocznych premier marki Parfum d’Empire, ma być według zapewnień producenta zapachem silnie erotycznym – zawiera w sobie afrodyzjaki z rozmaitych kultur świata. Sama nazwa została zainspirowana tytułową bohaterką na wpół biograficznej książki Pierre’a Loti, francuskiego piewcy orientalizmu. O ile wiem, powieść nie została przetłumaczona na polski, ale też i niespecjalnie jest czego żałować. Aziyadé była młodą dziewczyną z haremu, w której zakochał się Loti… I naprawdę zastanawia mnie, co to za mania wśród firm perfumiarskich z tymi haremami? To kolejna tego typu inspiracja, czy naprawdę nie ma lepszych? Mam wrażenie, że producenci czasami sami strzelają sobie w stopę takimi i podobnymi nawiązaniami. Parfum d’Empire wyjątkowo w tym celuje. W końcu każdy, chcąc nie chcąc, czasem nawet podświadomie czy na wpół świadomie, w jakimś stopniu konfrontuje te podane przez producenta opisy z rzeczywistością.
Ale dość o tym. Jaka jest sama Aziyadé? Dla mnie to w początkowej fazie zapach zdecydowanie, w dobrym sensie jadalny. To zdecydowanie owocowy, intensywny i lejący, nieco kwaskowaty syrop. Miesza się w nim gęsta słodycz daktyli, soczyste pomarańcze, ich aromatyczne skórki, mnóstwo suszonych, słodkich owoców z odrobiną migdałów. Z czasem zapach staje się nieco lżejszy, mniej zawiesisty – nie chcę przez to bynajmniej powiedzieć, że staje się lekki, ale jest przyjemny i naprawdę apetyczny. To nie „ogryzek”, w jaki często zmieniają się na mnie owocowe zapachy, czy fermentująca owocowa pulpa jak choćby w klasycznej Aqabie. Perfumy z przewagą nut owocowych rzadko pachną na mnie dobrze, więc czekałam, kiedy i Aziyadé się zepsuje, ale ona balansowała na krawędzi i nigdy jej nie przekroczyła. Z czasem stała się leciutko cytrusowa i ostra przyprawami - kardamonem, pylisto-drzewnym cynamonem, palącym imbirem. Przypomina mi jakiś smakowity wschodni deser, po arabsku bogaty, chwilami aż do przesady. Znacie Amouage Gold? Jeśli tak, to macie wyobrażenie tego, co mam na myśli, choć Gold jest przeładowany kwiatami, a Aziyadé słodkościami i innymi pysznościami. Po pewnym czasie zapach staje się mniej jadalny; mamy nieco oleisty, przyjemny aromat żywicy, urzeka mnie też coraz mocniej wyczuwalna suszona śliwka, której zapach uwielbiam, połączona z daktylami i cytrusami. Mamy też odrobinę brunatnej paczuli, w bazie jest lekka wanilia i cielesne aspekty piżma i kminu; ten ostatni niektórzy odbierają mocno fizjologicznie, jako intensywną nutę potu, ale ja na szczęście do nich nie należę.
Wszystko w tym zapachu jest apetyczne, wymieszane i gładko utarte, baza jest miękka i przyjemna. Zupełnie zbędne wydaje mi się przy tym doczepianie do zapachu haremowych nawiązań, nie do końca też przemawia do mnie odwoływanie się do afrodyzjaków. Mogę zaryzykować twierdzenie, że Aziyadé jest właściwie tym, czym spodziewałam się, że będzie Arabie, czyli apetycznym aromatem z orientalnej kuchni.
Aziyadé rozwija się ciekawiej i lepiej niż Yuzu Fou, ale tu też historia – przynajmniej na mojej skórze - kończy się nieco za szybko i za prosto.
Choć ma w sobie jakiś niezaprzeczalny urok, Aziyadé to jednak nie mój zapach; ale pewnie spodoba się miłośniczkom orientalnych gourmands.



W kwestii technicznej: jako że doszły mnie słuchy, że niektórzy z was wpędzają w stres obsługę perfumerii, pytając o niedostępne w szerszej dystrybucji zapachy, dla wygody czytelników i mając na uwadze stan nerwów konsultantek, od dziś przy każdej notce będę dodawać informacje na temat dostępności danego zapachu na terenie Polski, choć nie obiecuję, że zdołam je na bieżąco aktualizować.

Dostępność w Polsce: perfumerie Quality w Warszawie i we Wrocławiu oraz wybrane perfumerie spod znaku Quality’s Choice.

Nuty: granat, daktyle, migdały, pomarańcze, suszone śliwki, kardamon, cynamon, imbir, kmin, chleb świętojański, frankincense, wanilia, paczula, piżmo, czystek.

Obraz: Jules Joseph Lefebvre, Odaliska

2 komentarze:

Unknown pisze...

Czy mogłabyś wskazać zapachy podobne do Aziyade? Bardzo cię proszę.

Anna

Norna pisze...

Oj, wieki tu nie zaglądałam, więc wątpię czy komentatorka jeszcze pamięta o tym pytaniu, ale żadne nie może pozostać bez odpowiedzi:)
Bardzo przypomina mi Aziyade nowy damski Memoir Amouage.
Nieco podobne w klimacie mogą być też np. Douce Amere Lutensa czy klasyczna Lolita Lempicka.