13 wrz 2008

Profvmvm, Thvndra

Profvmvm to nieco dziwna marka, z pewnością niszowa i ceniąca się wysoko, ale ofertę ma właściwie dość nierówną. Bo cóż mogę pomyśleć o tym, że na jednej półce stoi Acqva e Zucchero, które pachnie jak brat bliźniak Pink Sugar Aquoliny, tyle że jakieś sześć razy droższy, i rzeczy tak intrygujące jak właśnie Thvndra. Nie mam oczywiście nic przeciwko Pink Sugar, są jak najbardziej na miejscu, jeśli ktoś ma ochotę na zapach cukru pudru i marshmallows. Ja akurat niekoniecznie mam i nie tego się spodziewam, sięgając po perfumy niszowej marki. Ale mniejsza o to, bo Thvndra jest wspaniała.


Thvndra to perfumy głęboko niepefumeryjne, śmiało zrywające z tym, czym perfumy zwykły być. Są bezkompromisowe i trudne. Na pewno nie są natomiast ładne, a już z pewnością nie w konwencjonalnym tego słowa znaczeniu.
Po aplikacji w nozdrza uderza ziemisty zapach wilgotnego rozkładu i roślinnej śmierci. To butwiejące liście, ulegające powolnemu rozkładowi drewno, nasączona wodą ściółka i blada, nitkowata grzybnia. To chłodny las po deszczu jesienią, ale dla mojego nosa z pewnością nie iglasty; nie czuję tam żywicy i zielonych igieł, za to mnóstwo liści. Taki zapach można poczuć, rozgarniając dłońmi bogatą, żywą ściółkę w poszukiwaniu grzybów.
Gdy minie pół godziny, po przodu wysuwa się mszysta, miękka, słodkawa paczula, której towarzyszą zielone, delikatne listki mięty. Ta paczula jest brązowa i puszysta, nie tak bardzo piwniczna, jak czasem potrafi być. Po mniej więcej godzinie stęchlizna trochę się przewietrza; ożywcza, zielona mięta brzmi coraz mocniej, choć wcześniej tylko nieśmiało snuła się gdzieś w głębi. Thvndra nie jest zapachem z gatunku migotliwych i bardzo zmiennych, niewiele więcej się już w niej dzieje, trwa w swojej dekadencko-paczulowo-miętowej postaci, a gaśnie nieco bardziej drzewnie i piżmowo.
Dużą przesadą byłoby twierdzić, że jestem synestetką. Nie jestem. Ale w przypadku zapachów często mam bardzo konkretne skojarzenia związane z kolorami, na przykład paczula zwykle kojarzy mi się z brązem. Całą Thvndrę zaś silnie odbieram jako zieloną i brązową.

To intrygujący zapach, z pewnością warto go poznać, choć może być trudny w odbiorze, szczególnie dla osób, które nie miały okazji poznać zbyt wielu perfumiarskich „dziwadełek”. Czy da się go w ogóle nosić? Na pewno tak, choć podejrzewam, że można tym wywołać pewną konsternację. W końcu niewiele osób spodziewa się, że bliźni może pachnieć wilgotną ściółką. Mi to jednak nigdy nie przeszkadzało i chyba postaram się o nieco większą ilość Thvndry. Zresztą w mojej szafce będzie miała odpowiednio obłąkane towarzystwo.

I na koniec uwaga natury technicznej: wiem, że pisownia przez v zamiast u wygląda nieco pretensjonalnie, ale producent taką właśnie stosuje, a mi się to bardzo podoba, więc tak właśnie piszę w przypadku wszystkich zapachów Profvmvm. Wkrótce Ichnvsa.

Nuty: liście, mięta, paczula, białe piżmo.

Zdjęcie lasu pochodzi ze strony http://www.acemile.ca

Brak komentarzy: