7 wrz 2008

Molinard, Habanita - To the swamp...

…wywieźmy go na bagna, powiedziała Claudia do Louisa, stojąc nad ciałem Lestata.

Habanita to bagno, przez które płynął Jack Sparrow, by dotrzeć do chaty Tii Dalmy. Bagno, przez które Erzulie Gogol prowadziła ożywionego barona Saturdaya. Bagno, w którego głębię Claudia i Louis zepchnęli opróżnione z krwi ciało Lestata. To zapach mglistych trzęsawisk Missisipi, gdzie w ciemnej wodzie przemykają smukłe, groźne ciała aligatorów. To tajemnicze rytuały voodoo odprawiane pod niebem Luizjany.

Pierwsze nuty są mocne, apteczne, wręcz agresywne. Zapach jest ciemny i gęsty, ale nie lepki; pudrowy, jest w nim wyraźna woń skóry, ciężkiej mgły, przyduszonych, narkotycznych, oszołamiających kwiatów, ziemi i słodkawo butwiejących drzew. Gdzieś w głębi, podskórnie, drga sugestia czegoś niepokojącego, krwistego i cielesnego. W tę mgłę wplatają się smugi ciężkiego dymu z odległych ognisk, w których pali się jeszcze niewysuszonym, kapiącym gęstą, gorącą żywicą drewnem. Wokół majaczą upiorne sylwetki bezlistnych drzew, a zza gęstych oparów nie widać księżyca.

To dziwny, ale w jakiś przewrotny sposób niezwykle kuszący, wręcz magiczny spacer. Z czasem Habanita łagodnieje, akcent przenosi się zdecydowanie na słodki tytoń i ciemną, mięsistą różę. Na szczęście, i za to między innymi tak bardzo ją cenię, nie kończy się na mnie lepką wanilią, jak dzieje się w przypadku większości zapachów z tą nutą w bazie, ale gładkim połączeniem skóry, mchu i słodkawego drewna.

Habanita jest nieucywilizowana. To zapach przywodzący myśl mądrą kobietę, czarownicę, pewną siebie i swojej siły. Pogańską wiedźmę, kapłankę voodoo, łamiącą konwenanse femme fatale. To zapach do szpiku kości kobiecy, ale nie w sposób omdlewający i eteryczny, ale krwisty, silny i niebezpieczny.



Zapach powstał w 1921 roku, w założeniu miał służyć do aromatyzowania papierosów – sprzedawano go w formie saszetek wsuwanych do pudełka lub w płynnej postaci. Najwyraźniej bardzo się spodobał, gdyż już trzy lata później, w 1924 roku, Molinard wypuścił na rynek perfumy Habanita. Charakterystyczną, ciężką butelkę z ciemnego szkła, ozdobioną sylwetkami długowłosych nimf, zaprojektował sam René Lalique.

Kompozycje tak stare jak Habanita zwykle sprawiają mi kłopot, nie jestem raczej zaciekłą wielbicielką klasyków, choć z drugiej strony te, które przetrwały próbę czasu i pozostały na rynku do dziś, są na tyle oryginalne i interesujące, że potrafię je przynajmniej docenić. Jednak Wiedźmę z Bagien pokochałam, nie jest ona może zapachem współczesnym, ale raczej ponadczasowym, czy może raczej powinnam powiedzieć – bezczasowym, upływ lat po prostu nie ma na nią wpływu.




Nuty: galbanum, lentyszek, petitgrain, tytoń, heliotrop, jaśmin z Grasse, ylang-ylang, gałka muszkatołowa, róża, wetiwer, cedr, piżmo, ambra, drewno sandałowe, wanilia, paczula, mech dębowy

Kadry pochodzą z filmów "Wywiad z wampirem" i "Piraci z Karaibów"

2 komentarze:

Unknown pisze...

Właśnie upachniłam się resztką Habanity z próbki od Ciebie i po raz któryś urzekła mnie tak, że nabrałam strasznej ochoty na zakup. Wpisałam więc nazwę w guglu i trafiłam tutaj. Czytałam z wypiekami na twarzy kiwając co chwila głową, że przecież, tak, tak, święta racja. Gdzieś w połowie zachwyciłam się doszczętnie opisem i pomyślałam sobie: Kurcze, ta laska pisze o zapachach chyba nawet piękniej niż Nornik. Po czym skończyłam czytać i czyj podpis zobaczyłam na dole...? :)

Dzięki Ci raz jeszcze, zarówno za zapach jak i za przepiękną o nim opowieść :)

Pozdrawiam,
Xylo

Norna pisze...

Cieszę się, że Ci się podoba:) Habanita dość często pojawia się w przyzwoitych cenach na Allegro, warto sprawdzać - ja upolowałam swoją setkę za 100 zł.
A recenzje najlepiej się pisze o rzeczach, które się najbardziej kocha lub o tych, których się najbardziej nienawidzi;)